Recenzja kolejnego cyklu zakupionego dzięki wsparciu Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa

 „Gra o tron” to pierwszy tom cyklu „Pieśń lodu i ognia” autorstwa Georga R.R. Martina. Książka należy do gatunku fantasy, jednak świat w niej przedstawiony jest bardzo specyficzny. Także styl znacznie różni się znanego nam z innych lektur.

Dość często można spotkać się z opinią, że w kontraście do fantasy potolkienowskiego stoi właśnie to stworzone przez George'a R.R. Martina (i wszystkich jego naśladowców): mroczne, ponure, bardziej niż do baśni sięgające do wydarzeń historycznych. U Martina wojna to nie tylko doniosłe wydarzenie w historii; to brud, krew, błagania o litość, wyprute flaki i gwałty na niewinnych. Romantyczna miłość istnieje tylko w pieśniach, a złotowłosy książę może okazać się potworem – choć nie wprost, oczywiście. U Martina nie ma miejsca na orków, a prawdziwe zło reprezentują ludzie wraz z gamą swoich najgorszych cech.

Bez wątpienia jedną z cech, za którą chwali się twórczość Martina, jest dokładność: gdy ten opisuje ucztę, czujemy smaki i zapachy; gdy piękne stroje, aż czujemy dotyk jedwabiu i myryjskich koronek... Wszystkie te detale nie istnieją jednak w próżni – gdy autor wprowadza wspomniane koronki, wino złote arborskie czy truciznę lyseńskie łzy, nie wiemy jeszcze, że ma już stworzone miasta Myr, Arbor i Lys – wraz z architekturą, kulturą, gospodarką...

Między innymi właśnie dlatego zachęcam do lektury „Gry o tron”, gdy już czytelnik zapozna się z całą „Pieśnią Lodu i Ognia” (a raczej z siedmioma wydanymi już tomami) – dzięki temu można przekonać się, jak rozbudowane było uniwersum oraz historia już na etapie pierwszych rozdziałów. Choćby: w Turnieju Namiestnika nagrodę dla najlepszego łucznika otrzymuje Anguy. Wiadomo o nim tyle, iż Ned Stark chciał zaciągnąć go do swojej straży, ale pijany winem, złotem i sławą mężczyzna odmówił. I tyle – niecałe dwa zdania na bez mała dziewięciuset stronach, wzmianka niemalże nie do zauważenia. Jeśli jednak ktoś zapoznał się już z „Nawałnicą mieczy”, zapewne rozpozna w tej postaci Anguya Łucznika, członka Bractwa Bez Chorągwi, które odgrywa całkiem sporą rolę w przyszłych tomach. Uważny czytelnik wychwyci też moment, w którym pojawiły się okoliczności powstania grupy Krwawych Komediantów... Przykłady można by ciągnąć przez dziesiątki stron.

Niezwykle ważną rolę w „Grze o tron” odgrywają oczywiście bohaterowie. Nie ma tu postaci czarno-białych; a może raczej na tym etapie wydaje się, iż takie są ..., ale w późniejszych tomach autor może nas zaskoczyć, gdy nagle poczujemy sympatię do Tego Złego. Każdy z bohaterów jest inny, ma swoją historię i konkretne wydarzenia, które go ukształtowały, swoje sympatie i antypatie. Nie raz i nie dwa autor sprawi, że kibicując ukochanej postaci zauważymy, że gdyby jej losy poszły po naszej myśli, wpłynęłyby jednocześnie na uśmiercenie innego pozytywnego bohatera. Wpływ na to ma sytuacja, w której wydarzenia obserwujemy różnymi oczyma – dzieci, dorosłych. Jednocześnie nie wszystkie losy postaci podane są wprost; czasem musimy zrekonstruować je na podstawie podrzuconych tu i ówdzie cegiełek. Należy do nich np. historia Joraha Mormonta. W pewnym momencie Jeor Mormont, jego ojciec, na drugim końcu świata wzdycha, że gdyby nie ta jego żona, mój syn nie okryłby się hańbą. Jon Snow nie ma pojęcia, o czym mowa – czytelnik wie, ponieważ o tej samej żonie Jorah wspominał w rozmowie z Daenerys Targaryen. W jeszcze innym miejscu pojawia się zaś Maege Mormont zwana Niedźwiedzicą oraz jej następczyni Dacey Mormont – kobiety te noszą zbroję i walczą ramię w ramię z mężczyznami. Możemy domniemywać, że po części dlatego, że Jeor oraz Jorah udali się na wygnanie...

Mnogość rodów, ich siedzib, herbów czy zawołań zdumiewa. Poszczególne regiony różnią się geograficznie czy ekonomicznie, zaś bohaterowie zapewniają pełen przegląd klas społecznych. George R.R. Martin stworzył swoje uniwersum z prawdziwym rozmachem.

W tyle nie pozostaje także fabuła – a zwłaszcza niespodziewana śmierć jednego z głównych bohaterów, która przeszła wręcz do legend. Często powtarza się historie o tym, iż w „Pieśni Lodu i Ognia” nikt nie jest bezpieczny. Tak naprawdę im później, tym mniej sprawdza się ta właściwość, ponieważ da się przewidzieć, które z postaci są „najgłówniejsze”, a przez to nietykalne – ale rzeczywiście pierwszy tom robi pod tym względem wrażenie i budzi emocje nawet długo po zakończeniu lektury.

Znaczące dla serii jest także to, iż magia w świecie Westeros i Essos niemal wymarła – i budzi się po latach zapomnienia. Z tego powodu doniesienia o smokach czy Białych Wędrowcach odbierane są jako przerysowane plotki; powtarzanie opowieści, którymi piastunki karmiły dzieci w kołysce. Sprawia to, iż możemy poczuć jeszcze silniejszą więź z bohaterami i tym mocniej przeżywać wraz z nimi zmiany ich świata.

Wszystko to sprawia, że „Gra o tron” nie jest powieścią, którą wystarczy przeczytać jeden jedyny raz. Oczywiście, można, i wciąż będzie to lektura wciągająca oraz intrygująca, ale… przynajmniej drugie tyle treści umknie czytelnikowi. Dlatego, choć powracam do tej książki przynajmniej raz w roku, każdorazowo znajduję przegapiony wcześniej smaczek: sygnalizację dalszych wydarzeń, drobny detal, którego nie odkryłabym bez wiedzy, co wydarzy się później...

W naszej bibliotece znajdziecie następujące tomy „Gry o tron”:

  • Gra o tron
  • Starcie królów
  • Nawałnica mieczy. Stal i śnieg
  • Nawałnica mieczy. Krew i złoto
  • Uczta dla wron. Cienie śmierci
  • Uczta dla wron. Sieć spisków
  • Taniec ze smokami. Część I
  • Taniec ze smokami. Część II
  • oraz zbiór opowiadań: Rycerz Siedmiu Królestw.

źródło opisu: kawerna.pl

Znajdź nas

Facebook ZSM KielceBIP ZSM KielceKontakt ZSM Kielce